Skuszony liczbą zamówień oraz bardzo dobrze napisanym opisem, postanowiłem kupić lampę owadobójczą, która zasilana jest przez USB. Jak sprawuje się w praktyce?
Producent obiecuje, że jego urządzenie jest ciche – w trakcie pracy generuje hałas o natężeniu około 35 decybeli. To niemal dwa razy ciszej niż normalna rozmowa. Faktycznie, po podłączeniu do portu USB, lampa owadobójcza niemal natychmiast się uruchamia i słychać delikatny szum.
Urządzenie jest plastikowe i dość lekkie. Na jego górnej części producent umieścił diody UV. Mają przyciągać do siebie owady. Gdy się zbliżą, umieszczony tuż pod diodami wentylator ma za zadanie wessać owady niżej. Tam czeka na nie pułapka, z której nie mają jak się wydostać.
To wszystko brzmi świetnie, a jak ma się w praktyce? Mieszkam w domku jednorodzinnym i mam spory ogród. Przy użyciu powerbanka zostawiłem urządzenie włączone na całą noc w ogrodzie. Zużywa dość mało prądu, więc nad ranem wciąż działało. Wewnątrz pojemnika znalazły się może ze 4 małe owady.
Następny test przeprowadziłem w domu. Urządzenie włączyłem obok małych owoców, które uwielbiają muszki owocówki. Muszki, podobnie jak i komary nie były wcale zainteresowane lampą na komary nawet, jak lampa była jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. Zauważyłem dużego komara, którego łapiąc za nogę położyłem na włączonym HNW-018. Ten wszedł do środka i po chwili wyszedł odlatując.
Przy okazji znalazłem niezbyt przemyślany problem konstruktorski. Jeżeli wyłączymy wentylator (urządzenie), zebrane wewnątrz owady mogą bez problemu wyjść górą.. Chciałem raz także zobaczyć, ile udało mi się złapać owadów – po otwarciu urządzenia większość wyleciała.
Nie polecam, bo to strata pieniędzy. Możesz znaleźć to urządzenie w tym miejscu